niedziela, 19 stycznia 2020

Literackie korzenie D&D

Na przełomie lat 60. i 70. XX wieku w amerykańskim środowisku miłośników gier wojennych coraz częściej pojawiały się pomysły, aby rozgrywać bitwy nie tyle historyczne, ale osadzone w innych światach. Przede wszystkim – tolkienowskim Śródziemiu. Na tej fali wypłynęła kampania Dave'a Arnesona Blackmoor, a w konsekwencji D&D. Ta ostatnia gra była już wyraźnie adresowana do fanów literatury fantastycznej. O banał ociera się zatem stwierdzenie, że fantasy leży u podwalin RPG. W tej materii niewiele się zmieniło do dziś. Wszak większość erpegowców to wpierw fantaści, którzy po gry sięgają, by przeżywać przygody podobne do tych z kart książek. A przynajmniej tak było w przypadku moim i moich znajomych. W tekście niniejszym przybliżymy źródła literackie, z których czerpali twórcy pierwszych erpegów.


Przewodnik Mistrza Podziemi do pierwszej edycji AD&D zawiera apendyks N z wykazem lektur mających inspirować i uczyć (link); podobną listę znajdujemy w Basic Rulebook Toma Moldvaya (link). To jednak późniejsze kompilacje. Spójrzmy tymczasem na najwcześniejsze odwołania do literatury fantastycznej. Jak to zwykle bywa, są one rozsiane po wielu publikacjach. We wstępie do pierwszego wydania Dungeons & Dragons (datowanym na 1 listopada 1973 roku) czytamy:

These rules are strictly fantasy. Those wargamers who lack imagination, those who don’t care for Burroughs’ Martian adventures where John Carter is groping through black pits, who feel no thrill upon reading Howard’s Conan saga, who do not enjoy the de Camp & Pratt fantasies or Fritz Leiber’s Fafhrd and the Gray Mouser pitting their swords against evil sorceries will not be likely to find DUNGEONS & DRAGONS to their taste.

Edgard Rirce Burroughs, Robert E. Howard, L. Sprague de Camp i Fletcher Pratt, Fritz Leiber. Do tej krótkiej listy dołączyć należy przynajmniej kilku innych pisarzy, pominiętych w cytowanym wstępie, a wzmiankowanych w innych miejscach. Pierwszy z nich to oczywiście J.R.R. Tolkien, do którego prozy znajdujemy liczne odniesienia w tekście OD&D (zwłaszcza tym oryginalnym, sprzed procesu o naruszenie praw autorskich). O wpływie twórczości Profesora na rozwój D&D i przez to RPG napisano bardzo wiele, a i ja postaram się wtrącić tu swoje trzy grosze – to jednak temat na osobny tekst.

Drugim pisarzem jest Poul Anderson. Jego świetną powieść Trzy serca i trzy lwy wspomina Gary Gygax w tzw. suplemencie fantasy do poprzedzającej D&D gry wojennej Chainmail, opisując "prawdziwego trolla", potwora zaczerpniętego żywcem z tej książki. W CM jako główne inspiracje wymieniono Tolkiena i Howarda, a w tekście pojawia się jeszcze Elryk z Melniboné, postać wykreowana przez Michaela Moorcocka. Moorcock i Anderson są ważni o tyle, że w swoich powieściach odwoływali się do koncepcji Ładu / Prawa (Law) i Chaosu, która stała się wizytówką D&D (szerzej o tym zob. link).

W OD&D pojawia się jeszcze lord Dunsany jako ten, który po raz pierwszy wprowadził do fantasy gnolle (i niezbyt dobrze je opisał). Kolejnego autora przynosi suplement Greyhawk, pierwszy opublikowany dodatek do D&D. To poczytny amerykański pisarz z lat 20. i 30. ubiegłego stulecia Abraham Merritt z powieścią Face in the Abyss. Wzmianka o Cthulhu zdradza z kolei fascynacje prozą H.P. Lovecrafta. W Beyond This Point Be Dragons Marka Bufkina obok Lankhmaru (Leiber) wymieniony jest Gor – kontrowersyjny setting stworzony przez Johna Normana.

W ostatnim numerze "The Strategic Review" (vol. II, nr 2) z kwietnia 1976 roku Gygax ogłosił artykuł The D&D Magic System, w którym ujawnił, że całą koncepcję zapamiętywania zaklęć, które po wykorzystaniu znikają z umysłu czarującego (tzw. fire & forget), zaczerpnął z prozy Jacka Vance'a, konkretniej – z cyklu Umierająca Ziemia (The Dying Earth). Stąd mowa często o magii vanciańskiej, Vancian Magic. Zresztą wpływy tego autora widać nie tylko w tym aspekcie D&D (to właśnie w Umierającej Ziemi mamy ogromne pustkowie z nielicznymi podupadłymi miastami). Nawiasem mówiąc, po wielu latach Gygax przyzna, że to właśnie Vance był jego ulubionym pisarzem:

Need I say that I am not merely a Jack Vance fan, but that he is in my opinion the very best of all the authors of imaginative fiction? Well I am and he is!

Następcą "The Strategic Review" stał się magazyn "Dragon". Jeszcze w grudniu 1976 roku na jego łamach (vol. I, nr 4) ukazał się sygnowany nazwiskiem Gygaxa wykaz autorów fantasy i swords & sorcery. Lista z "Dragona" jest starsza od tej wspomnianej wyżej z DMG i tym bardziej BD&D. Znajdują się tu wszyscy wymienieni już autorzy, ze spisu lektur wyleciał tylko lord Dunsany, ale pojawiło się za to wielu innych (części nie znam) z rewelacyjnym Rogerem Zelaznym na czele.

"Dragon" (I/2, 1976, s. 29)


Uprzejmości Jona Petersona, badacza początków RPG, zawdzięczamy jeszcze jeden cytat. Otóż jesienią 1974 roku w zinie "La Viviandiere" ukazał się artykuł Gygaxa Fantasy Wargaming. Zwróćmy uwagę na datę publikacji: niespełna rok po wydaniu OD&D, jest to zatem najstarszy wykaz, poprzedzający nawet listę z "Dragona". W porównaniu ze wstępem wyleciał Burroughs, nie ma też Tolkiena (czyżby zaczęły spływać pozwy z tytułu naruszenia praw autorskich?).

Besides Howard whom I have already mentioned, there are the likes of Poul Anderson, L. Sprague de Camp (and Fletcher Pratt), Fritz Leiber, H. P. Lovecraft, A. Merritt, Michael Moorcock, Jack Vance, and Roger Zelazny.

Jak jest w Polsce ze znajomością dzieł tych wszystkich pisarzy? Teoretycznie całkiem dobrze. Tolkien i Lovecraft weszli już do kanonu kultury popularnej. Co do reszty, mamy przecież polskie tłumaczenia większości z nich. Gorzej z wydaniami; brak wznowień świadczyć może o kiepskiej poczytności danego autora. Howard akurat jest wznawiany i czytany, wielokrotnie wydano Amber Zelaznego, publikacji doczekał się cykl marsjański o Johnie Carterze oraz prawie wszystkie Przygody Fafryda i Szarego Kocura; temu ostatniemu pomógł bez wątpienia Andrzej Sapkowski, sygnując polskie wydanie swoim nazwiskiem i lansując Fritza Leibera na ojca współczesnego fantasy z pominięciem Tolkiena i Howarda (zob. Rękopis znaleziony w smoczej jaskini). Po polsku ukazały się kluczowe powieści Andersona, Merritta, Moorcocka, Vance'a i de Campa/Pratta, choć na ogół na pierwszym wydaniu (i koślawym tłumaczeniu) się skończyło i w efekcie stopień znajomości ich prac wśród erpegowców jest stosunkowo niski. Na polskie wydanie przygód Kothara barbarzyńcy pióra Gardnera Foxa (wymienianego przez J. Erica Holmesa w BD&D jednym tchem obok Tolkiena, Howarda i Leibera) chyba nie ma co liczyć.

Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że największą świetność literatura z gatunku magii i miecza ma już za sobą, u nas rozkwit przeżywając na początku lat 90. Dlaczego? Niewątpliwie problemem jest fakt, że opowieści sprzed blisko stu lat w większości bardzo się zestarzały. Czasy się zmieniają, zmienia się społeczeństwo i gusta czytelnicze. Wywodząca się jeszcze z mitologii struktura opowieści oparta o perypetie pojedynczego herosa (mężczyzny), odchodzi już do lamusa. Poglądy dawnych autorów na temat płci, seksu, ras, innych kultur i religii dzisiaj mogą zniechęcać, a nawet odrzucać i szokować. Kolejne problemy to brak "klasycznych" (czytaj: tolkienowskich) ras i potworów (próżno szukać elfów i krasnoludów na Marsie, Umierającej Ziemi lub w Erze Hyboryjskiej), a także brak jednolitej konwencji, podziału na fantasy i SF, którego jeszcze wtedy po prostu nie było.

Dodatkowo w literaturze często szukamy tematów aktualnych, nawet jeśli to fantastyka, a więc coś z zasady oderwanego od rzeczywistości. Jak daleko sięgam pamięcią, fantasy (ale już niekoniecznie science fiction!) uchodziło za coś dziecinnego, a przez to infantylnego. Od dłuższego czasu obserwuję zwrot w stronę "poważnego fantasy" jak Le Guin, Sapkowski, Martin, Abercrombie. Liczne nawiązania do filozofii, historii, popkultury czy problemów trapiących współczesny świat, puszczanie oka do czytelnika – to pozwala nam z jednej strony cieszyć się lekturą, z drugiej nie popadając w domniemaną śmieszność.

Czy warto sięgnąć do tych nieco zapomnianych już dziś książek? Moim zdaniem jak najbardziej warto dać im szansę. Tym bardziej, jeśli prowadzimy (lub planujemy poprowadzić) kampanię "oldskulową", względnie sami jesteśmy graczami w takiej kampanii. Bez znajomości źródeł literackich stare gry RPG pozostaną dla nas niezrozumiałe.

Moja lista:

J.R.R. Tolkien – tego pana nikomu przedstawiać nie trzeba. Hobbit i Władca Pierścieni to absolutny mus.

Robert E. Howard – opowiadania o Conanie to dla mnie podstawa (Za Czarną Rzeką, Królowa Czarnego Wybrzeża, Czerwone ćwieki). A to tylko wierzchołek góry lodowej. Inne też są dobre, u nas publikowane w serii "Niedokończone Opowieści" i pojedynczych zeszytach (najlepsze: Dolina grozy). Uwaga na pastisze, to w większości fatalne czytadła.

Karl E. Wagner – niesłusznie zapomniany i niedoceniony pisarz. Cykl o Kane to jedna z najlepszych rzeczy, które czytałem (nie tylko fantasy).

Jack Vance Umierająca ZiemiaOczy Nadświata
Poul Anderson Trzy serca i trzy lwy
Roger Zelazny Kroniki AmberuPan Światła
Fritz Leiber Przygody Fafryda i Szarego Kocura
Gene Wolfe Księga Nowego Słońca
Glen Cook Czarna kompania (pierwsze trzy tomy, potem równia pochyła)
Edgar Rice BurroughsKsiężniczka Marsa (znam tylko pierwszy tom cyklu marsjańskiego)

17 komentarzy:

  1. Bardzo dobry wpis. Na przykład tej listy z Dragon zupełnie nie znałem. Jestem przekonany, że warto podkreślać inspiracje książkowe D&D. Choćby po to, żeby grający mieli wspólną wizję, jakiego rodzaju opowieści mogą wspólnie tworzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Lista z "Dragon" to nic w porównaniu z wykazem, który odgrzebał Peterson w jakimś zapomnianym przez bogów zinie z 1974. Już zaktualizowałem tekst ;)

      Usuń
  2. W kwestii znajomości i dostępności źródeł w Polsce - z żelaznym kanonem może nie jest najgorzej, ale kiedy czyta się teksty amerykańskich graczy widać wyraźnie jak wiele literatury, szczególnie tej pulpowej, nas ominęło i raczej marne są szanse, by te braki nadrobić, jeśli ktoś nie zna języka w wystarczającym stopniu i nie ma możliwości dowiedzenia się o jej istnieniu (problem "nieznanych nieznanych").

    Warto zaznaczyć, że z listy na koniec książki Wolfe i Cooka są już późniejsze, więc ich wpływ na D&D mógł się zacząć pojawiać dopiero w późniejszych edycjach.

    Podobnie jak Ifryt uważam, że bardzo dobrym pomysłem jest opisywanie kampanii przez odwołanie się do książek, których klimat chcemy oddać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja lista jest kompletnie subiektywna i stanowi niejako załącznik do głównego tekstu ;) mam zamiar napisać serię tekstów przybliżających przynajmniej część spośród tych autorów - oprócz zapowiadanego już artykułu o wpływach Tolkiena, osobnych doczekają się na pewno Howard, Vance, Anderson i Wagner.

      Wolfe jest późniejszy, zgoda, ale uchodził za epigona Vance'a. Świat, w którym rozgrywa się "Cień Kata" i kolejne tomy, to wypisz-wymaluj Umierająca Ziemia. Właśnie to przeczytałem jako pierwsze i wielokrotnie wracałem.

      Co do Cooka, to warto o nim wspomnieć z uwagi na przełamanie konwencji. Bohaterowie to już nie herosi, półbogowie, królowie i arystokraci, tylko zwyczajni żołnierze. Trudności pokonują wspólnie, a nie poprzez indywidualne heroiczne czyny. Bardziej to pasuje do OD&D, gdzie drużyna musi współdziałać niczym oddział piechoty, inaczej zginie marnie. Cook był w wojsku i to widać.

      Prawa autorskie wygasają po 70 latach od śmierci autora, dzięki czemu część amerykańskiej pulpy została udostępniona w projekcie Gutenberg (Howard, Burroughs, Merritt). Osobiście mam zamiar bardziej zagłębić się w twórczość Vance'a (oprócz Umierającej Ziemi znam tylko trylogię Lyonesse, a był on bardzo płodnym pisarzem - nawet u nas ukazało się sporo jego rzeczy), na celowniku jest też Fox.

      Usuń
    2. Też bardzo lubię "Cień kata" Wolfe'a. Zresztą reszta cyklu też jest bardzo dobra (oraz następne dziejące się w tym uniwersum: "Księga Długiego Słońca" i "Księga Krótkiego Słońca", które przeczytałem całkiem niedawno). Takie fantasy/sf, ale bardziej na poważnie niż u Vance'a.

      Usuń
    3. Urwałem na "Cytadeli Autarchy". Nawiasem, w naszym kraju cykl mylnie uchodzi za pięcioksiąg - oryginalnie to cztery tomy, "Urth Nowego Słońca" to sequel tej doskonałej tetralogii.

      Usuń
  3. Rok czy dwa lata temu wyszła książka "Appendix N: The Literary History of Dungeons & Dragons". To w zasadzie zbiór esejów o każdej z pozycji wymienionych w Appendix N. Bardziej ciekawostka dla historyków niż coś absolutnie niezbędnego (no i autor niestety wrzuca swoje poglądy społeczno-polityczne w te teksty "bo tak"). https://www.amazon.com/Appendix-Literary-History-Dungeons-Dragons-ebook/dp/B01MUB7WS6

    Gygax o Vance i jego twórczości: http://www.dyingearth.com/files/GARY%20GYGAX%20JACK%20VANCE.pdf

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To właśnie z tego artykułu Gygaxa pochodzi cytat o wpływie Vance'a :) fajny tekst - jak i inne prace Gary'ego, napisane w jesieni życia.

      Książki nie znam, ale już mnie zniechęciłeś tą wzmianką o poglądach. Warto analizować teksty na zimno, przez pryzmat epoki, w której powstały. Inaczej Joseph Conrad okazuje się rasistą, bo używał słowa "nigger" (niespodzianka: w jego czasach to nie była inwektywa).

      Usuń
    2. Tu akurat w drugą stronę. ;) To wydało Castalia House czyli Vox Day - człowiek znany m.in. z rozkręcenia nagonki na nagrodę Hugo parę lat temu (tzw. Sad Puppies). Więc zdarzają się wrzuty o upadku cywilizacji białego mężczyzny, antychrześcijańskiej twórczości tego czy tamtego i podobne. Można filtrować, ale podważa wartość komentarzy do książek.

      Usuń
    3. To nic nie zmienia - jakiekolwiek polityczne zacietrzewienie uważam tutaj za chybione. Szkoda, że do tego doszło. Jednym nie pasuje, że biały, innym, że czarny, tu za mało kobiet, tam za dużo. Nie sposób wszystkim dogodzić, ale po to właśnie istnieje fikcja literacka - niechaj każdy tworzy swoje światy, jak mu się podoba i nie obrywa zaraz od faszystów/lewaków.

      Usuń
  4. Cieszę się, że o tym piszesz! Nie mogę się doczekać kolejnych, zpowiedzianych tekstów.

    Prawdę mówiąc, sam od jakiegoś czasu nosiłem się z zamiarem podjęcia tego tematu. Chciałem do tego podejść nieco bardziej minimalistycznie i konkretnie. Typu: "5 pozycji, które powinien przeczytać każdy fan D&D, żeby zrozumieć, o co kaman" (np. 3 serca & 3 lwy, Hobbit, Klejnoty w lesie, Szkarłatna Cytadela, Oczy Nadświata). Utknąłem na tym, że pierwej musiałbym je samemu przeczytać. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra lista! Gdybym musiał ograniczyć się do 5 autorów, a zarazem wybrać tylko klasyków (tzn. pre-OD&D), skompilowałbym zapewne podobną, może tylko wybrałbym inne opowiadania. Tolkien, Howard, Leiber, Vance, Anderson - podstawowe lektury erpegowca :)

      Usuń
    2. Które teksty byś zatem wybrał? :)

      Usuń
    3. "Trzy serca..." i "Hobbit" bez wątpienia. Moje ulubione opowiadania Howarda już wskazałem, dorzuciłbym jeszcze "The Black Stranger" (koniecznie w oryginale, u nas w okaleczonej przez de Campa postaci jako "Skarb Tranicosa"). Leiber - wybór najstarszych z "Klejnotami..." na czele, w sumie te prequele też mi się podobały. Vance - może zaskoczę, ale wolę pierwszy zbiór opowiadań (Turjan, Mazirian itd.) od zbiorku o Cugelu.

      Usuń
    4. Coś mi świta, że idea "Vancyańskiej magii" była lepiej zobrazowana w części Cugelowej. Choć słabo pamiętam tę książkę, musiałbym zajrzeć.

      Trzeba by kiedyś w końcu pograć w to The Dying Earth RPG. Tam się ponoć na sesji zdobywa achievementy za cytowanie pisarza; miałbym pretekst, żeby w końcu wrócić do tej lektury. :)

      Usuń
    5. W opowiadaniu "Mazirian the Magician" jest wszystko, co trzeba :)

      Kiedyś przeglądałem tę grę i chyba niezbyt mi podeszła. Ale kampania osadzona w settingu Umierającej Ziemi to byłaby świetna sprawa. W sumie Dzieje Gurczena to coś w ten deseń, właśnie Vance'a miałem w głowie, wymyślając rzeczy do tej kampanii (drugą główną inspiracją był "Pan Światła" Zelaznego).

      Usuń
  5. Plot points o AN http://plotpoints.libsyn.com/appendix-n-university-3-hearts-and-3-lions-ep-176

    OdpowiedzUsuń