środa, 2 lutego 2022

Książę Raynor i cytadela ciemności – dark fantasy z pustyni Gobi

Wśród bogatej spuścizny literackiej Henry'ego Kuttnera (twórcy m.in. Elaka z Atlantydy) znajduje się króciutki cykl sword & sorcery, którego bohaterem jest książę Raynor. Nie chodzi, rzecz oczywista, o kapitana Jima Raynora ze StarCrafta. Króciutki, bo obejmujący tylko dwa opowiadania. Cursed be the City oraz The Citadel of Darkness ukazały się na łamach czasopisma "Strange Stories" odpowiednio w kwietniu i sierpniu 1939 roku. Przeczytałem oba w oryginale, nie wiedząc, że doczekały się polskiego wydania w tomiku zatytułowanym Cytadela ciemności (link), obok kilku innych historyjek. Jak dotąd nie miałem okazji zapoznać się z polskim tłumaczeniem. Wraz ze wspomnianym już cyklem o Elaku, opowieści o księciu Raynorze stanowią zaginione ogniwo łączące twórczość Howarda z Moorcockiem i Wagnerem.

Akcja obu opowiadań osadzona jest na naszej planecie w zamierzchłej starożytności, w czasach, gdy pustynia Gobi wcale jeszcze pustynią nie była. Przeciwnie – znajdowały się tam i lasy, i morze, i wspaniałe królestwa. Są to jednak czasy odległe, poprzedzające powstanie cywilizacji mezopotamskiej i egipskiej. Pamięć o tej epoce zaginęła w pomroce dziejów i dostępna jest jedynie wieszczom i poetom w postaci sennych wizji.

Już sam azjatycki setting to miła odmiana od klasycznego, północnoeuropejskiego fantasy. W latach 30. ubiegłego stulecia nie było to zresztą odosobnione. Orient niezmiennie fascynował, czego pokłosiem są choćby opowiadania Roberta E. Howarda o bohaterach takich jak El Borak i Kirby O'Donnell, rozgrywające się w Afganistanie. Kuttner złożył zresztą hołd Howardowi. Otóż oba opowiadania poprzedza preambuła, która zgrabnie wprowadza czytelnika w świat przedstawiony. Tym samym zabiegiem posłużył się REH w opowiadaniu Feniks na mieczu (pierwsza historyjka o Conanie). Nie sposób nie dostrzec łudzącego podobieństwa:

Cursed be the City

The Citadel of Darkness

The Phoenix on the Sword

This is the tale they tell, O King: that ere the royal banners were lifted upon the tall towers of Chaldean Ur, before the Winged Pharaohs reigned in secret Aegyptus, there were mighty empires far to the east. There in that vast desert known as the Cradle of Mankind—aye, even in the heart of measureless Gobi—great wars were fought and high palaces thrust their minarets up to the purple Asian sky. But this, O King, was long ago, beyond the memory of the oldest sage; the splendor of Imperial Gobi lives now only in the dreams of minstrels and poets…

The Tale of Sakhmet the Damned

Hearken, O King, while I tell of high dooms and valorous men in the dim mist of long-passed aeons—aye, long and long ago, ere Nineveh and Tyre were born and ruled and crumbled to the dust. In the lusty youth of the world Imperial Gobi, Cradle of Mankind, was a land of beauty and of wonder and of black evil beyond imagination. And of Imperial Gobi, mistress of the Asian Seas, nothing now remains but a broken shard, a shattered stone that once crowned an obelisk—nothing is left but a thin high wailing in the wind, a crying that mourns for lost glories. Hearken again, O King, while I tell you of my vision and my dream… 

— The Tale of Sakhmet the Damned

“Know, oh prince, that between the years when the oceans drank Atlantis and the gleaming cities, and the years of the rise of the Sons of Aryas, there was an Age undreamed of, when shining kingdoms lay spread across the world like blue mantles beneath the stars – Nemedia, Ophir, Brythunia, Hyperborea, Zamora with its dark-haired women and towers of spider-haunted mystery, Zingara with its chivalry, Koth that bordered on the pastoral lands of Shem, Stygia with its shadow-guarded tombs, Hyrkania whose riders wore steel and silk and gold. But the proudest kingdom of the world was Aquilonia, reigning supreme in the dreaming west. Hither came Conan, the Cimmerian, black-haired, sullen-eyed, sword in hand, a thief, a reaver, a slayer, with gigantic melancholies and gigantic mirth, to tread the jeweled thrones of the Earth under his sandalled feet.” 

– The Nemedian Chronicles.

Gobi określana jest jako imperium, ale nie wiadomo, czy istnieje jakieś superpaństwo. W praktyce opisaną mamy wojnę między dwoma królestwami. Może to upadłe imperium, a może cesarz nie ma nic do gadania jak w dawnej Japonii. Ustrój to raczej klasyczny feudalizm, skoro wspomniani są baronowie. Religia wydaje się raczej semicka. Głównym bogiem jest Shaitan (a przynajmniej główni bohaterowie często się nań zaklinają), wspomniani są też Isztar i Ea, ale i egipski Ahmon i grecki Pan. Imiennictwo również wskazuje na pomieszanie rozmaitych wpływów kulturowych (Malric to chyba germański Amalryk, germańskie jest również imię Raynor; Cyaxares jest perskie, Delphia greckie, Ghiar hinduskie). Chyba nie muszę mówić, że ten szkicowy zarys stanowi znakomity punkt wyjścia dla sandboxa. 

Książę Raynor – podobnie jak wcześniej Elak z Atlantydy – jest potomkiem królewskiego rodu. Jego ojczyzna Sardopolis zostaje podbita, a ojciec, król Chalem, ginie z rąk najeźdźców. I sam Raynor – wysoki, muskularny i blondwłosy młodzieniec – pewnie by zginął, gdyby nie ocalił go wierny sługa. To ciekawa postać – czarnoskóry Eblik rodem z Nubii, ponury rębajło o obliczu paskudnym niczym gargulec (jego brzydota jest często podkreślana). Dwójka przyjaciół ucieka z opanowanego przez wrogów Sardopolis, by się zemścić. Para przypomina Elaka i Lycona z poprzedniego cyklu (oraz Elryka i Moongluma). Po drodze dołączy do nich jeszcze Delphia, dumna i wojownicza córka władcy gór.

O ile pierwsze opowiadanie jest takie sobie, to Cytadela ciemności podobała mi się już dużo bardziej. Zaczyna się dość klasycznie, a mianowicie dama w opałach! Delphia zostaje uprowadzona przez siepaczy złego barona. Jednak później historyjka staje się coraz bardziej tajemnicza i niepokojąca, ujawnia się groźny przeciwnik, demoniczny czarnoksiężnik Ghiar, władającego mocami Zodiaku. Wyprawa do jego siedziby przypomina fabułę Wieży słonia, a opisy wizji, których doświadcza tam Raynor, przywodzą na myśl poetykę Clarka Ashtona Smitha.

Kuttner napisał sześć opowiadań sword & sorcery w trzy lata (1938–1941). Niby niewiele. Spójrzmy jednak na takiego Howarda. Nie licząc Conana, nie stworzył w sumie żadnego długiego cyklu. Kull – 2 opowiadania, Bran Mak Morn – 2, Turlogh Dubh O'Brien – 2, James Allison – 2 (oczywiście, mowa tu o tekstach opublikowanych za życia pisarza, nieco więcej ukazało się pośmiertnie, głównie o Kullu). O ile Elak doczekał się jakiegoś tam finału (spoiler – zasiada na tronie Cyreny), o tyle Raynor odchodzi w siną dal. Wielka szkoda, bo wątków pojawiło się całkiem sporo, na pewno byłoby o czym pisać. Świat Gobi jest mroczniejszy niż kuttnerowska Atlantyda i bardziej przypadł mi do gustu. Dlaczego przygody nie były kontynuowane? Trudno powiedzieć. Odnoszę wrażenie, że zmieniły się gusta czytelnicze i po twórczej eksplozji lat 30. trzeba było czekać blisko 30 lat na kolejny boom. Polecam głównie fanom Howarda, Lovecrafta, Smitha (są tacy?), Leibera, Moorcocka i Wagnera.

9 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podobają takie wstępy do opowiadań. Pobudzają wyobraźnię, wprowadzają w nastrój tajemnicy, opowieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, jest to dobry zabieg, bo można od razu wyjaśnić czytelnikowi, o co chodzi - w przeciwnym razie trzeba będzie to zrobić później, a to może zaburzyć rytm. Dodatkowo, taka preambuła pomaga wykreować iluzję, że czytamy jakieś stare kroniki, a to zawsze działa na wyobraźnię ;)

      Usuń
  2. Ciekawe, z tą cywilizacją pustyni Gobi zetknąłem się już u Abrahama Meritta w Dwellers in the Mirage (1932). Początek książki - tłumaczonej na nasz język jako Pierścień Krakena - ma miejsce właśnie na tejże pustyni, wśród epigonów przechowujących pamięć po pradawnej kulturze. Nie wiem, skąd panowie pisarze czerpali inspirację, zgaduję, że motyw Gobi musiał się pojawić w literaturze wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomniałeś kolejnego pisarza, który został niesłusznie zapomniany. A przecież Merritt to postać ważna i dla rozwoju literatury fantasy, i naszego hobby. Sądzę, że inspirowali się nim HPL, REH i CAS, a Gygax w Appendix N wymienił kilka powieści jako kluczowe dla formacji RPG. Ja póki co czytałem tylko "Face in the Abyss", ale Pierścień Krakena też mam na swojej liście.

      Motyw "zaginionej rasy" przewijał się u wszystkich ww. autorów. Nie wiem, jak było z Gobi, ale Hyperborea jest u Howarda i Smitha, a wspólnym źródłem są tu historiozoficzne koncepcje rosyjskiej teozofki i okultystki Jeleny Bławatskiej.

      Usuń
    2. To trochę zabawne, że zachodni autorzy wymyślają zaginione cywilizacje, kiedy niewiele dalej od ich domniemanej lokalizacji faktycznie powstała zaawansowana kultura proto-chińska. Może to zresztą być ze sobą połączone, kultura materialna starożytnych Chin była na tyle odmienna od starożytnego Zachodu, że mogła się wydawać orientalizującym Anglosasom z początków XX w czymś przynależącym bardziej do sfery fantasy.

      Usuń
    3. To samo Merritt, który w Andach umieścił uciekinierów z Atlantydy, a przecież miał pod ręką dziedzictwo rdzennych Amerykanów. Ci pisarze często byli samoukami i nie mieli takiego dostępu do informacji jak my. A nawet jeśli byli na bieżąco z odkryciami i wynikami badań naukowych, to dzisiaj są one już w większości przestarzałe, z teoriami ufundowanymi na błędnych przesłankach. Do tego dochodzi popularność historiozofii i okultyzmu w XIX i XX wieku. Inna sprawa, że ludzie chyba zawsze zmyślali sobie takie zaginione lądy i cywilizacje - patrz Atlantyda, Lyonesse, Lemuria, Mu, Hyperborea etc.

      Usuń
    4. Jasne, większość z tego wynika z czasów, w których żyli, ówczesnego stanu wiedzy i ducha epoki, nie byli to wszak geniusze literatury, od których można by było wymagać więcej niż od zwykłych wyrobników, którzy trafili w swój czas.

      Usuń
    5. "który w Andach umieścił uciekinierów z Atlantydy, a przecież miał pod ręką dziedzictwo rdzennych Amerykanów"

      No przecież się zgadza. ;) Teraz sobie nie przypomnę, ale któreś rdzenne ludy Ameryki Środkowej lub Południowej mają mity o przodkach uciekających na zachód przed kataklizmem, który zatopił ich pierwotną ojczyznę.

      Usuń
    6. W tej w książce to nie byli przodkowie Indian, tylko wysoko rozwinięta zaginiona cywilizacja w sekretnym mieście w Andach. Akcja dzieje się w XX wieku.

      Usuń