Ostatnimi czasy w ramach nadrabiania zaległości literackich sięgnąłem po książkę Henry'ego Kuttnera Elak z Atlantydy. Sam już nie wiem, skąd ją mam i jak długo czekała na swoją kolej. Podejrzewam jednak, że przeleżała na półce ponad 20 lat.
Krótko o polskim wydaniu. Książka ukazała się nakładem Oficyny Wydawniczej "ARAX" w 1990 roku. Za tłumaczenie odpowiada skądinąd znany Piotr W. Cholewa, a okładkę zdobi rysunek Franka Frazetty. Dowiadujemy się również, że tytuł oryginału to Elak of Atlantis, Gryphon, New York 1985.
Książka zawiera trzy opowiadania: Grom o świcie, Nasienie Dagona i Miesiąc Smoka. Całość zajmuje 135 stron dużą czcionką. Niestety, brak wstępu, posłowia i jakiejkolwiek notki biograficznej, co jest charakterystyczne dla publikacji z tamtego okresu. Można zatem odnieść mylne wrażenie, że Henry Kuttner tworzył w połowie lat 80. ubiegłego stulecia. Tymczasem ów amerykański pisarz żył w latach 1915–1958.
Zabierając się do napisania niniejszej recenzji, przeprowadziłem krótką kwerendę biblioteczną. Przyznam, że byłem zaskoczony, jak wiele książek Kuttnera ukazało się na naszym rynku (link). Wcześniej słyszałem tylko o Księdze Ioda, która należy do Mitologii Cthulhu. Kuttner tworzył w ramach szeroko pojętej pulp fiction (science fiction, fantasy, horror), a jego Kraina mroku stanowiła podobno inspirację dla słynnych Kronik Amberu Rogera Zelaznego.
O tytułowym Elaku z Atlantydy napisał Kuttner w sumie cztery opowiadania. Wszystkie z nich ukazały się na łamach kultowego czasopisma "Weird Tales" pomiędzy majem 1938 a styczniem 1941 roku. Warto zwrócić uwagę na te daty. Otóż 11 czerwca 1936 roku samobójstwo popełnił Robert E. Howard, a niespełna rok później, bo 15 marca 1937 roku, zmarł H.P. Lovecraft. Amerykańska scena pulpowa poniosła tym samym ogromną stratę, nie jest zatem wykluczone, że Kuttner usiłował wypełnić powstałą niszę.
Nie wiem, dlaczego na język polski przełożono tylko trzy opowiadania z czterech. Wydanie Gryphon Books z 1985 roku, stanowiące podstawę wydania polskiego, zawiera komplet opowiadań oraz dodatkowe materiały: zarys kariery Elaka oraz mapę (link). Beyond the Phoenix (chronologicznie trzecie) przeczytałem zatem w oryginale.
"Weird Tales", v. 32, no. 4, Oct. 1938, s. 387 |
Atlantyda, Isztar, Posejdon, Dagon, Thor, Piktowie, wikingowie, druidzi. Brzmi znajomo? Klasyczne pomieszanie mitu, eposu i historii, tak charakterystyczne dla twórczości Howarda, jest obecne również u Kuttnera. Rzecz dzieje się chyba w prehistorii naszej planety, na Atlantydzie, choć nie mam pewności, czy setting jest powiązany z mitologią REH-a, tzn. czy to są ci sami Piktowie i ta sama Atlantyda, z której pochodził Kull. Mniejsza o to.
Atlantyda u Kuttnera nie stanowi jednolitego organizmu politycznego. Spora część wyspy-kontynentu to niebezpieczna dzicz, z nielicznymi królestwami, de facto miastami-państwami o ustroju feudalnym (MAPA). Nawiasem mówiąc, wydaje się, że byłby to całkiem niezły setting dla kampanii sandboksowej. Elak (jego prawdziwe imię to Zeulas) pochodzi z królewskiego rodu z Cyreny. Wskutek nieporozumienia zabił swojego ojczyma i został zmuszony do emigracji, zostawiając tron bratu. Na obczyźnie pędzi los awanturnika i najemnego żołnierza w Posejdonii, romansując z żonami arystokratów i wdając się w karczemne awantury. Wiernym towarzyszem Elaka jest niski i gruby Lycon, niemoralny, chciwy i podstępny opój, który wprowadza element humorystyczny. Dwójka przyjaciół raz po raz pakuje się w niesamowite przygody. W parze Elak-Lycon dopatruję się prefiguracji Elryka i Moongluma (choć Michael Moorcock nie wymienił Kuttnera wśród swoich ulubionych pisarzy). Mentorem bohaterów jest Dalan, potężny druid, wyznawca boga Midera i patriota Atlantydy (pojawia się w dwóch opowiadaniach, niejednokrotnie wręcz sterując poczynaniami śmiałków).
Opowiadania o Elaku to solidna dawka sword & sorcery. Akcja zasuwa jak szalona, zmieniając się niczym w kalejdoskopie. Naprawdę dużo się tu dzieje – choć potem niewiele z tego zostaje w pamięci. Kuttner eksploruje tematy popularne w ówczesnej literaturze fantasy. W trakcie swoich przygód Elak wyrusza do środka Ziemi, przenosi się też do innego wymiaru. Ratuje królestwa, mężnie stawia czoła demonom i czarnoksiężnikom, zapoznaje laski (żadna z nich nie jest jednak godna, aby pojawić się w następnym opowiadaniu). Klasyka gatunku.
Thunder in the Dawn oraz Dragon Moon są bardzo podobne – ojczyzna w niebezpieczeństwie! Nie ma rady, trzeba ruszać na odsiecz. Beyond the Phoenix to również ratowanie królestwa, tyle że innego. Wreszcie The Spawn of Dagon jest ciut inne – to opowieść łotrowska w klimacie "złodziejskiego" etapu kariery Conana oraz Fritza Leibera (warto w tym miejscu zaznaczyć, że publikacja wyprzedza pierwsze przygody Fafryda i Szarego Kocur o ponad rok). Jak sam tytuł wskazuje, pojawiają się tu potwory z głębin, w których uważny czytelnik odnajdzie pierwowzór przerażających Scylredi z Pajęczyny ciemności Karla E. Wagnera. To opowiadanie podobało mi się najbardziej.
Trzeba jasno powiedzieć, że nie jest to jakaś wybitna literatura i dzisiaj może już uchodzić za ramotę. Ja przeczytałem przygody Elaka z przyjemnością i polecam lekturze, oczywiście z przymrużeniem oka. Inspiracje dziełami Howarda i Lovecrafta są oczywiste. Dodatkowo widać tu wpływy Clarka Ashtona Smitha, trzeciego z wielkiej trójki "Weird Tales" lat 30. Udało się wszakże Kuttnerowi nie stworzyć klonu Conana. Elak jest zdecydowanie bardziej oryginalny niż Conan z pastiszów autorstwa De Campa i innych kontynuatorów lub bezbarwny Thongor z Lemurii Lina Cartera (i pewnie cała masa sztampowych "barbarzyńców z północy" w futrzanych gaciach, których przygód u nas nie wydano). Dziwi mnie, że Gary Gygax nie umieścił tego cyklu na liście książek, które na niego wpłynęły, być może przez niedopatrzenie (wątpię bowiem, aby ich nie znał).
Dzięki za przypomnienie tej książki. Klasycznego Sword & Sorcery nie wyszło w Polsce aż tak dużo, warto docenić także te nieco zapomniane pozycje. Inspiracja dla sesji rpg jak znalazł. :)
OdpowiedzUsuńKuttnera, gdy wychodził po polsku na początku lat 90. czytałem całkiem sporo. Pamiętam jednak głównie jego sf. Tego Elaka może też czytałem, ale już nie pamiętam. Co w sumie o niczym nie świadczy, bo to chyba nie jest książka z tych, które zapamiętuje się na całe życie.
Ja przeczytałem to jakoś miesiąc temu i już niewiele pamiętam ;) mam tak z większością tego typu literatury - pochłaniam bardzo prędko, ale równie szybko zapominam. Taki urok. Leiber i Moorcock też są "forgettable". A Kuttnera przeczytałem jeszcze 2 inne opowiadania, którym poświęcę osobną notkę.
Usuńczyżby słynne "Tubylerczykom spełły fajle"?
UsuńTego akurat nie znam :( Chodzi o księcia Raynora.
UsuńCyt. Robert: "Leiber i Moorcock też są "forgettable"
UsuńHmm, nie to, żebym był jakimś wielkim fanem Fritza Leibera, ale parę książek i opowiadań dość mocno wryło mi się w pamięć. Kobiety ze Śnieżnego Klanu, Zobaczyć Lankhmar i umrzeć, Wędrowiec (SF), czy Ciemności przybywaj (postapo z 1943 r.) były bardzo charakterystyczne i oryginalne. Może akurat takie teksty mi się trafiły.
Tego Kuttnera nie czytałem, nawet nie widziałem nigdy tej książki na półce. Już samo to jest dla mnie ciekawe. Chociaż Twoja recenzja niespecjalnie zachęciła mnie do sięgnięcia po tytuł i zaspokojenia owej ciekawości. :) Z podobnych rzeczy próbowałem niedawno czytać Czarnoksiężnika z Lemurii, ale odpadłem po paru stronach. Przynajmniej tak mi się to kojarzy.
Frapuje mnie za to wspomniany przez Ciebie C.A.Smith. Sporo ludzi z Zachodu o nim pisze, w Polsce wydaje się być zupełnie nieznany. Wiem, że czytałeś w oryginale. Napiszesz kiedyś o tym parę słów?
Jakieś 10 lat temu przeczytałem ciurkiem wszystkie wydane u nas tomy Przygód Fafryda i Szarego Kocura. Żadnego z opowiadań nie zapamiętałem w całości. Leiber tworzył cykl przez dziesięciolecia i dopisał masę prequeli, midqueli i sequeli - podobnie jak Moorcock. Wiadomo, że to klasyka, ale z jakością bywało różnie. Planuję odświeżyć w oryginale przynajmniej najstarsze opowiadania, to może coś o tym napiszę (choć te, które wymieniłeś, są akurat późniejsze). "Wędrowca" mam na półce, "Ciemności przybywaj" nie znam.
UsuńKuttner jest wtórny wobec Howarda, ale bije na głowę "Czarnoksiężnika z Lemurii" i wszystkich tych de Campów/Carterów, nie wspominając o śmieciowej literaturze typu Dragonlance i trylogia Konrad :D "Nasienie Dagona" jest zdecydowanie najlepsze, właśnie całkiem podobne do Leibera. Ale i tak Prince Raynor jest dużo fajniejszy od Elaka.
CAS jest znakomity, ale lektura była dla mnie mordęgą z racji jego wyszukanego słownictwa i musiałem zrobić sobie przerwę. Na razie przeczytałem w całości cykl Hyperborea (10 opowiadań). I o tym postaram się przygotować notkę.