niedziela, 31 grudnia 2023

Podsumowanie roku 2023

Oto podsumowanie mojego erpegowego roku. Skupiłem się głównie na poprowadzonych przeze mnie sesjach. 
Łącznie wziąłem udział w 124 sesjach, z czego:

  • 33 jako gracz
  • 91 jako mistrz

Grałem głównie u Wolfa (19x, różne autorskie warianty, ponadto Lordling i Shadowdark) i Stacha (12x The One Ring) oraz dwukrotnie u Ifryta (Dragonbane i Ironsworn).

Poprowadziłem:

Mad Max of the Rings: 30 sesji [World of Dungeons]. Trochę zaskakująco stała się to moja główna kampania w roku 2023. Więcej napisałem tutaj. W dużym skrócie: to nie jest dobra gra dla mojej ekipy, która albo odrzuciła podstawowe założenia pbta, albo ich w ogóle nie zrozumiała. Być może nie potrafiłem im tego dobrze wytłumaczyć, a sami nic nie czytali, chyba że jakieś wyrwane z kontekstu ustępy, np. myśleli, że jeśli nie trafiłeś potwora, to dopiero wtedy on atakuje, tzn. MG rzuca i zawsze może spudłować albo że porażka na teście jest lepsza od sukcesu z komplikacją, bo "nic się nie dzieje" (gracz nie zrozumiał, że coś może zmienić się za kulisami, np. spotkany wcześniej potwór pójdzie jego tropem). Inna sprawa, że Świat Podziemi jest wciąż zbyt dedekowy, dodatkowo prowadziłem go jako tradycyjnego sandboxa, tzn. mieliśmy mapę heksagonalną i spotkania losowe. Jeden z graczy jeszcze długo po fakcie był przekonany, że grał w stare dedeki (sic!).

Goci II / Mroczne Wieki: 12,5 sesji [D&D B/X]. Łącznie w tej kampanii dobiliśmy do 30 sesji. Rozwijały się dwa główne wątki: przygody Ostrogotów wypędzonych z Italii oraz dzieje postarturiańskiej Brytanii (połowa VI wieku po Chr.). Początkowo było fajnie, ale potem jeden TPK za drugim skutecznie ostudził mój zapał. Chyba zmęczyły mnie takie klasyczne dedeki.

Normanowie (I): 10 sesji [Dragon Warriors]. Po paru latach odgrażania się wreszcie poprowadziłem DW. Podstawowe założenia mechaniki kuleją (takie BD&D, tylko gorsze), co mnie skutecznie zniechęciło i nie planuję powrotu. Setting skandynawsko-angielski (przygody rozgrywały się w poł. IX w. w Norwegii i Northumbrii) przeniosłem na inne zasady, o czym dalej.

Najemnicy: 8 sesji [Chainmail Man-to-Man]. W ramach wyciskania CM jak cytrynę (ograłem już Fantasy Combat Table i walki oddziałów 1:10/1:20) postanowiłem sprawdzić zasady walki indywidualnej. Jakoś mnie nie porwały i nie dziwię się, że ustąpiły pola ACS/d20. Oczywiście z racji mgławicowości tych zasad (bez znajomości szerszego kontekstu i wargamerskiego backgroundu ani rusz) konieczne były liczne rulingi. Fabularnie przyłączyłem moduł do mojego uniwersum jako jedną z pomniejszych krain.

Normanowie (III): 7 sesji [Basic Role-Playing]. Po falstarcie RQ (o czym dalej) przerzuciłem się na uproszczoną wersję gry. Mechanika BRP ma ogromną zaletę: rozwój postaci poprzez praktyczne korzystanie z umiejętności, co przynajmniej teoretycznie skłania gracza do aktywności. Gorzej, jeśli rozgrywka sprowadza się do łupania potworów po hełmie i czekania, kto wygra konkurs i pierwszy umrze. Mimo wszystko mam zamiar kontynuować, bo setting skandynawski (a konkretniej norweski) fajnie się rozwija (póki co 22 sesje).

Gesta Gurczenis: 6,5 sesji [OD&D/CM/D!]. Eponimiczny Gurczen już się nie pojawił, główne role grali inni bohaterowie uniwersum. Ciekawostka: wraz z wzrostem potęgi postaci i rozbudową świata spadało zainteresowanie graczy kampanią. Jest to przedziwne, bo PC wreszcie mogli władać domenami, dowodzić armiami i wpływać na losy państw. Rozumiem jednak, że wyklucza się to z domyślnym ustawieniem polskiego erpegowca: wykorzenionego najemnika wysługującego się miejscowej elicie (urzędniczej lub majątkowej). I takie były te przygody: wielcy herosi klepiący proste questy, ewentualnie uciekający na emeryturę (endgame).

Pseudosłowianie / Nowa Kurlandia: 6 sesji [The Fantasy Trip: Melee]. Wrzuciłem do jednego wora wszystkie przygody rozegrane przez lata na zasadach Potyczki (łącznie 15 sesji) i inkorporowałem do mojego uniwersum. Testowaliśmy dwa warianty: podstawowy i uproszczony (opisany w Advanced Melee, sprowadzony do rzutów na trafienie i obrażenia). Pierwszy to mordęga — przyznam, że mam w sobie dużą awersję do takiej taktycznej rozgrywki; drugi był już bardziej przystępny, ale równie dobrze można po prostu grać w dedeki.

Normanowie (II): 5 sesji [RuneQuest]. Oryginalny RQ (pierwsze 2 edycje) okazał się ociężałą kobyłą. Najgorsze ze wszystkiego są lokacje trafienia z osobnymi hapekami, punktami pancerza i efektami specjalnymi. Walki ciągną się niemiłosiernie, aż ktoś wreszcie trafi, parowanie nie wejdzie i nagle nie masz nogi. Podejrzewam, że "źle grałem", bo zrezygnowałem z settingu Gloronthy (Gloranthy) z jej gildiami, polityką, mitologią etc. Może wtedy nabrałoby to więcej sensu. Z ulgą przeskoczyłem na BRP, a kampania toczy się dalej.

Emiliusze: 2 sesji [AD&D 2E]. Dograliśmy zapoczątkowaną w zeszłym roku kampanię (łącznie 10 sesji) o przygodach galorzymskiego woja w służbie króla Franków (na początku VIII w.). Sądzę, że odpowiednio skrojona 2E dobrze się nada do rozgrywania bardziej heroicznych przygód i nie wykluczam, że jeszcze do tych zasad wrócę.

Pozostałe: 4 sesje. Wspominam o nich wyłącznie z kronikarskiego obowiązku. Były to różne autorskie warianty 2d6, z których nic się ostatecznie nie wykluło. Przygody do zapomnienia.

Jak widać, udało się wreszcie wyrwać z zaklętego kręgu D&D i pograć w coś innego. Jest jeszcze wiele gier i wariantów, które chciałbym przetestować. Pytanie, czy będzie komu prowadzić. Tylko 10 sesji odbyło się w realu i tylko podczas 10 pojawiło się więcej niż jedna osoba, co daje ~11%. Na ogół sędziowałem więc online pojedynczemu graczowi i choć razem było ich 10, trudno było się umówić i dotrzymać terminu. Liczba poprowadzonych sesji może robić wrażenie, ale warto pamiętać, że były to w większości krótkie spotkania online (do 2h), często sprowadzające się do rozegrania potyczki. Właściwie nie wiem, czy to jeszcze RPG, czy już interaktywny bitewniak. Wyróżnił się Stachu, który zagrał u mnie aż 30 razy i jest najlepszym dowodem, że jak się chce, to można. W sumie gra online to dobry papierek lakmusowy. Maski spadają i od razu widać, kto ściemniał, że nie może, bo dojazdy, albo przeciwnie, chodziło mu tylko o "spotkanie z przyjaciółmi i biesiadę okraszoną sesją". Do tego dochodzi częste zawalanie terminów, także w ostatniej chwili. To się wzajemnie nakręca, bo widząc takie nastawienie i mnie nie chce się już starać. Trzeba to jasno powiedzieć: moja stara drużyna już nie istnieje. A ja straciłem już ochotę do kolejnych prób jej reanimacji. Może gorzkie to podsumowanie, ale jest, jak jest.

11 komentarzy:

  1. Bardzo doceniam Twoją chęć próbowania różnych systemów. No i 124 sesji robi wrażenie - to średnio więcej niż dwie tygodniowo. Naprawdę dużo.
    Na to że jeden gracz nie odróżnił Świata Podziemi od OD&D można też spojrzeć optymistycznie, że tak się wciągnął w opisywany świat i opowieść, że mechanika zeszła na dalszy plan. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo, choć na pewno są tacy, co grali więcej. Chciałbym to trochę zredukować - grać rzadziej, ale dłużej, żeby coś więcej podziałać, a nie tylko uskuteczniać rąbaninę z doskoku.

      A co do nowych systemów, to przynajmniej na razie minęła mi faza na opracowywanie własnych wariantów. Wolę pójść na łatwiznę i zagrać w coś gotowego. Na mojej liście są Cairn i Ironsworn, oba zresztą podpatrzone u Ciebie. Jeśli uda mi się je poprowadzić, nie omieszkam tego zaraportować.

      Usuń
  2. Wow, ilość sesji oraz mnogość systemów, które testujesz robi wrażenie.

    Co do mankamentów grania online i problemów z skompletowaniem drużyny, terminowością i słownością to mogę się jedynie podpisać. Rzeczywiście, wygoda grania online pokazuje komu zależy a kto miał wymówki.
    Nie wiem czy to ze sesje są krótkie to jest problem - dla mnie dwugodzinna sesja skłądjąca się z jednego soczystego albo dwóch mniejszych encounterów to już jest ok. Nawet wolę grać bardziej regularnie a krócej niż umawiać się raz na miesiąc na kilku(nasto) godzinne kobyły. Kompaktowa forma jednak ułatwia "wciśnięcie" sesji między przysłowiową wódkę a zakąskę. Dla mnie np zagrać na tygodniu byłoby niemożliwe a tak jestem w stanie wcisnąć 2-4 godzin wieczorem przed usypianiem dzieci. Natomiast tak jak piszesz, jak ktoś ciagle nie ma nawet checi żeby te dwie do kilku godzin znaleźć i zagrać to widać poziom aangażowania takiej osoby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ująłbym tego lepiej ;) jakbyś chciał kiedyś wspólnie zagrać, daj znać.

      Usuń
    2. ja bym bardzo chętnie zagrał, jedyną przeszkodą jest ilość projektów w których jestem/które obiecałem ludziom z swoich ekip i czekają na realizację. A strasznie nie lubię być niesłowny. Ale jeśli mi ise zrobi na tyle luźno, że będę w stanie w miarę bezproblemowo sie umówić na sesję to chetnie.

      Usuń
    3. Jasne. Z zobowiązań warto się wywiązywać. Jeśli kiedyś znajdziesz czas, to zapraszam.

      Usuń
  3. Zazdroszczę Robercie tylu sesji. Dalej obstajesz przy modelu sandboxowym przede wszystkim? Widzę, że wielu systemów już miałeś okazję spróbować. Który z nich najbardziej ci pasował? Są jakieś, które masz póki co na oku? Z dedekoidów mi w miarę podpasowała Wyprawa za Mur. Jest bardziej heroiczna (w sensie twardości postaci przede wszystkim) od większości gier z okolic OSR, ale nie popada w syndrom superbohaterski, a większa przeżywalność jednak graczom pomaga w trzymaniu się kampanii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie wiem, czy jest z czego zazdrościć - wiele z tych sesji było niskiej jakości. Co dało mi do myślenia, bo może będę grał rzadziej, a czas poświęcę na inne aktywności.
      Sandboxa z mapą heksagonalną i spotkaniami losowymi trzymałem się aż do teraz, dopiero w BRP z tego zrezygnowałem, ale najpewniej chwilowo, bo chyba nie umiem już inaczej grać ;)
      Faktycznie, trochę tych systemów było, a dalsze czekają na przetestowanie (przede wszystkim Cairn i Ironsworn). Chyba najlepiej mi się grało w moje autorskie wariacje OD&D/2d6. Jednak ostatnio mam ochotę grać w gotowe produkty. O Wyprawie za Mur sporo pisał m.in. Ifryt. Czy sprawdzę? Nie wiem, prędzej złożę jakiś wariant AD&D 2E / Fast Play. Trudno mi znaleźć dobrą alternatywę dla dedeków.

      Usuń
    2. o shieet, dopiero teraz zauważyłem ten komentarz. To jest rewolucja trochę, gdybyś próbował nowych produktów ale może to będzie ciekawy punkt wyjścia do jakiejś oceny porównawczej.
      W ogóle ostatnio czytałem ciekawe dyskusje na temat definiowania OSRów, staroszkolnego grania itp i co w zasadzie decyduje. Czy granie staroszkolne ale za pomocą jakiś OSRowych systemów, jak te które wymieniłeś jeszcze spełnia kryteria staroszkolnego grania.

      Ja nie wiem, ale za to jestem pewien że Ojciec Kanonik jakby się dowiedział to by z tego miejsca do którego mu peron odjechał chyba zszedł na zawał :P

      Usuń
    3. Wszystkie te dyskusje nad definicją są z gruntu jałowe. Warto pamiętać, że stare gry to nie tylko D&D (i inne gry TSR), nie było też jednego słusznego sposobu grania. Wystarczy sięgnąć do RuneQuest. Jeśli jednak uznać, że pożądany model to siekanie orków w podziemiach dla kasy, to chyba nie ma znaczenia, czy korzystasz z trzech brunatnych książeczek, Holmesa/Moldvaya/Mentzera lub AD&D (ta ostatnia często pomijana - niesłusznie, choć wiadomo, dlaczego), czy też Wyprawy za mur, OSE i innych gier retro. Dla mnie nawet Dungeon World/World of Dungeons, wciśnięty w matryce heksowe, będzie czymś zbliżonym do OD&D (moi gracze nie widzieli różnicy!). Jednocześnie jesteś w stanie na zasadach OD&D poprowadzić narracyjną rozgrywkę, pełną pseudofilozoficznych rozkmin bez rzucania kostkami. Będzie to gra w starą grę, ale czy na pewno model rozgrywki jest stary?

      Nie mam już kontaktu z Ojcem Kanonikiem, więc nie wiem, na jakim etapie się obecnie znajduje.

      PS można zasubskrybować komentarze z bloga, wtedy powinieneś dostawać powiadomienie na maila. Ja raz na jakiś czas sprawdzam z poziomu admina, czy ktoś nie napisał pod starymi postami - staram się odpowiadać na każdą wiadomość.

      Usuń
    4. Zacznę od końca tym razem - patent z subskrypcją komentarzy jest bardzo dobry i wykorzystam.

      Właśnie sporo dyskusji rozbija się o te definicje które często ludzie bardzo różnie rozumieją. Ja widzę sens rozmawiania na ten temat ale nie dla samego rozmawiania a dlatego ze uważam, że staroszkolne granie wnosi coś świeżego i nowego do hobby. To, jak zauważyłeś, nie jest tożsame z graniem w stare gry czy retroklony bo to jak mylić narzędzie z samą czynnością. Można grać scenariuszowo używając narzędzi do staroszkolnego grania.

      Co do OK, to mam nieustający wkurw za każdym razem jak Web Archive wywala że notka nie została zachowana, w sumie niepotrzebnie go wyciągałem.

      Jeszcze w sumie mam pytanie - bo przerobiłeś tych systemów sporo - czy zauważyłeś ewolucję w swoim prowadzeniu przez to?
      Bo jeśli dobrze rozumiem i pamiętam, to wychodząc z źródła przechodziłeś przez kolejne inkarnacje i systemy.
      Czy uprawniony byłby wniosek, że jeśli chodzi o narzędzie (system), to większe znaczenie ma czy pasuje do twojego modelu rozgrywki niż jakaś jego, nazwijmy to "czystość formy"?

      Usuń