Swego czasu obiecałem jednemu z Czytelników, że opublikuję tu przynajmniej część moich starych raportów. Niespecjalnie mam ochotę wracać do tamtego okresu, ale słowo się rzekło. Na pierwszy ogień idzie przeto
The Fantasy Trip MELEE, czyli po naszemu
POTYCZKA (wydana przez Sferę). W 2017 roku (
time fucking flies, right?) poprowadziłem w tym systemie tylko dwie sesje, osadzone w fikcyjnej Nowej Kurlandii. TFT niespecjalnie nam podeszło i szybko zarzuciliśmy temat. Oto raporty z tamtych rozgrywek, połączone w jedną całość. Opuściłem zbyteczne Okiem Sędziego. Przyznam, że po latach pusty śmiech mnie bierze podczas lektury tych tekstów. Miałem wtedy zdecydowanie zbyt dużo wolnego czasu. Mimo wszystko uważam, że setting ma jakiś tam potencjał i nie wykluczam, że powróci w tej czy innej formie (np. jako jedna z krain mojej mega-kampanii).
Prolog
Księstwo Nowej Kurlandii to przyczółek cywilizacji na nieznanym lądzie. Powstało 200 lat temu jako kolonia położonej w Starym Świecie Kurlandii. Głównym powodem założenia osiedla było odkrycie tu znacznych pokładów złota. Po zaciętych walkach wyparto na wschód dotychczasowych mieszkańców tych ziem – pogańskie plemiona ludzkie i nieludzkie. Wykarczowano puszczę, rozmierzono pola i działki. Powstały miasta i wioski.
Stolicą księstwa jest Mittawa, położona u ujścia Wielkiej Rzeki do zatoki, w której wylądowali pierwsi osadnicy. Główne miasto zamieszkuje jakieś 10 tys. osób, drugie tyle mieszka w otaczających je wsiach. Władzę sprawuje książę Gotard, a feudalny ustrój jest wierną kopią ustroju metropolii. Religią panującą jest chrześcijaństwo.
Więzi z metropolią, początkowo silne, z czasem uległy zerwaniu. Być może została ona zniszczona przez najazd lub kataklizm? Kompletnie nie wiadomo. Szalony admirał Kortez rozkazał spalić statki, a nowe nigdy nie przypłynęły. Podupadła sztuka budowy okrętów zdolnych do żeglowania na pełnym morzu, przepadły również starodawne mapy. Na dobrą sprawę nikt nie wie, gdzie dokładnie znajdowała się Stara Kurlandia.
Gracze wcielają się w role młodych przedstawicieli stanu szlacheckiego. Jako kolejni synowie nie mają widoków na odziedziczenie rodowej domeny (obowiązuje prawo primogenitury). Są absolwentami elitarnej Akademii Rycerskiej, potrafią posługiwać się każdym rodzajem broni i zbroi, jeździć konno, tropić i polować, czytać i pisać, znają podstawy prawa i teologii, mają rozeznanie w genealogii i heraldyce. Nie chcąc wstępować w szeregi stanu duchownego, a także pełnić nudnej służby w gwardii księcia lub na dworze któregoś z arystokratów, postanawiają włóczyć się po drogach i bezdrożach – za chlebem i przygodą...
Pierwsza krew
Pewnego pięknego dnia Aleksander Sauerländer i Gregorius Orkanus przechadzali się po Mittawie, słuchając, o czym ludzie gadają. Wtem dobiegł ich donośny głos herolda. SŁUCHAJCIE, SŁUCHAJCIE! Przypominał on o nagrodzie w wysokości 200 złotych monet za przyniesienie głowy Franka zwanego „Lalusiem”, słynnego rozbójnika, ukrywającego się gdzieś w puszczy na południowy zachód od stolicy. „Laluś” był ostatnim z buntowników, którzy przed 20 laty sprzeciwili się objęciu władzy przez księcia Gotarda. Rebelia została zdławiona, z czasem wygubiono wszystkich banitów, ale pozostał jeszcze jeden, najgroźniejszy z nich. Wielu rycerzy wyruszyło, aby go zabić lub pojmać. Żaden nie wrócił.
Śmiałkowie zdawali sobie sprawę, że sami nie podołają takiemu wyzwaniu. Udali się zatem do karczmy w poszukiwaniu swoich kompanów z akademii Andreasa i Adamusa. Po rozpytaniu okazało się, że siedzą zamknięci w Wieży, wraz z trzecim znajomym o wdzięcznej ksywie Misiek. Po pijaku wdali się w sprzeczkę z jakimś mieszczaninem. Sprzeczka przerodziła się w awanturę, a ta w mordobicie, w efekcie mieszczanin zginął. Teraz cała trójka oczekuje na sąd, który sprawował będzie palatyn Biron. Grozi im kara główna. Nie mając żadnych dojść na dwór wojewody, Aleksander i Gregorius postanowili zaczekać na ogłoszenie wyroku: Misiek został uniewinniony, Andreas osadzony w Wieży na czas nieokreślony, a Adamus skazany na śmierć.
Zarzucono pomysł polowania na słynnego banitę. Pojawiły się plotki o odkryciu pokładów złota w znajdujących się na południu Górach Wandy (Misiek od dawna snuł spiskowe teorie na ten temat), ale posiadająca wyłączność na wydobycie cennego kruszcu Kompania Południowokurlandzka nie poszukiwała akurat żadnych wojaków do ochrony transportów. Tymczasem do Mittawy dotarł posłaniec z Kircholmu Podolskiego, twierdzy na pograniczu, która strzeże Kurlandii przed potworami i ludźmi-nieludźmi, zamieszkującymi podmokłą puszczę na wschodzie.
Przed miesiącem do puszczy wyruszyła wyprawa, mająca za zadanie w pełni skartować te tereny i poszukiwać surowców. 130 ludzi pod dowództwem kapitana Romusa zaginęło bez śladu. Władze centralne i prowincjonalne nie kwapią się do podjęcia akcji ratunkowej, jednak rodzina jednego z młodych oficerów, trybuna imieniem Hiacynt, zaoferowała 200 złotych monet za ustalenie jego losu i odnalezienie pamiątkowego medalika. Śmiałkowie przyjęli zlecenie, za zaliczkę kupili racje żywnościowe i wyruszyli na wschód. Aleksander przywdział skórzany pancerz, zabrał też tarczę i buzdygan. Gregorius nie nosił zbroi – miał łuk i strzały, na plecach tarczę, a za pasem pałkę.
Podróżowali traktem, mijając kolejne wsie. Już drugiego dnia w lesie za jedną z nich zza drzew wychynęło ośmiu obdartusów z pałkami i zażądało wydania pieniędzy. Gregorius wypuścił strzałę, raniąc jednego z nich. Pierwsza krew! Bandyci podkulili ogony i uciekli. Łatwe zwycięstwo rozochociło awanturników, którzy nie omieszkali przechwalać się nim w karczmie, w której zatrzymali się wieczorem. Na drugi dzień bandyci powrócili. Szli widocznie tropem szlachciców, zdeterminowani, aby się zemścić. Tym razem walka była dłuższa, nikt nie wyszedł z niej bez szwanku. Udało się jednak odeprzeć i przegnać bandziorów, a jeden z nich padł zdzielony buzdyganem Aleksandra, który następnie poderżnął jeńcowi gardło.
Po dotarciu do Kircholmu Podolskiego zwycięzcy postanowili odpocząć kilka dni, by wylizać się z ran. Tu rozpytano o Hiacynta. Okazało się, że piękny trybun lubił małe dziewczynki i skrzywdził ośmioletnią córkę kasztelana Gronostaja. Władyka wpadł w szał i przysiągł rozwłóczyć Hiacynta końmi, ale nie przedsięwziął żadnej wyprawy do puszczy, posłuszny rozkazom księcia.
Pieniądze i racje pomału kończyły się, a trzeba było zdobyć zapasy na wyprawę do puszczy. Pojawił się pomysł, by zapolować na niedźwiedzia grizzly. Awanturnicy weszli w komitywę z piątką lokalnych myśliwych. W wieczór poprzedzający wyprawę gruchnęła wieść, że do bram twierdzy dotarł jakiś człowiek, ciężko ranny i wyczerpany. Podobno był to jeden z oficerów z wyprawy Romusa. Został zaniesiony na zamek Gronostaja, gdzie leżał bez zmysłów.
Drużyna wyruszyła do lasu. Bez problemu wytropiła i osaczyła groźnego zwierza, który na dodatek wpadł w sidła zastawione przez Gregoriusa. Ostrzelany z łuków niedźwiedź zaryczał potężnie i rozpoczął szarżę. Na ten widok uciekła większość myśliwych, do walki wkroczył Aleksander i wspomagany przez kompana z łukiem rozprawił się z bestią. Po powrocie do twierdzy, sprzedano skórę i podzielono mięso.
W międzyczasie do Kircholmu przybył Misiek, pobrzękując swoim rodowym rynsztunkiem rycerskim – zbroją płytową i dużą tarczą, z szerokim mieczem u pasa. Przyniósł wieści o egzekucji Adamusa, który był włóczony końmi, powieszony, utopiony i łamany kołem; następnie wypruto mu wnętrzności i ścięto, ciało zaś poćwiartowano i zatknięto nad bramami miasta.
Śmiałkowie zasięgnęli języka w sprawie rannego oficera, który po kilku dniach odzyskał przytomność. Gregorius przekupił straże i dotarł do nadwornego medyka Doktora Rumianka. W zamian za łapówkę (medyk okazał się miłośnikiem drogich alkoholi) wyciągnął trochę informacji. Oficer zeznał, że ekspedycja została zaatakowana w Lesie Teutoburskim przez przeważające siły potworów – goblinów, orków, trolli, skrzydlatych małp i innych maszkaronów. Wszyscy zginęli. Podobno Kurlandii grozi inwazja!
Awanturnicy zapłacili gildii leśniczych za bardzo ogólną mapę z naniesioną lokalizacją Lasu Teutoburskiego, uzupełnili zapasy i ruszyli w drogę. Dotarcie do lasu zajęło im sześć dni. Sześć dni przedzierania się przez mokradła, strumienie, jary, parowy, chaszcze i zwalone drzewa. Żmudną drogę umilał im Misiek, śpiewając ballady znanych bardów. Dwukrotnie zaatakowały ich hobgobliny o paskudnych mordach i zielono-rdzawej skórze. Śmiałkowie dzielnie odparli szarże wymachujących maczugami dzikusów. Kilku legło z głowami roztrzaskanymi ciosami buzdygana Aleksandra, wielu naszpikował strzałami Gregorius. Misiek ruszał się jak mucha w smole w swojej ciężkiej zbroi i kilka razy upuścił miecz, ale odegrał ważną rolę, skupiając na sobie ataki przeważających liczebnie przeciwników, którzy nie mogli przebić się przez okrywające go płyty.
Wreszcie drużyna osiągnęła cel podróży. Między drzewami walały się szczątki kilkudziesięciu ludzi, rozwłóczone już przez dzikie zwierzęta, na domiar złego obdarte z broni, zbroi i dystynkcji. Traf chciał, że znaleziono medalik Hiacynta. Łańcuszek był zerwany, nie było więc pewności, czy trybun poległ, czy też został uprowadzony. Widząc liczne tropy istot humanoidalnych (niektóre ogromnych rozmiarów), postanowili czym prędzej zawrócić. Po kolejnych sześciu dniach dotarli bez przygód do Kircholmu, uzupełnili zapasy i wrócili do Mittawy. Już za bramami miasta wycieńczonych podróżnych napadło trzech bandziorów, ale wezwane na pomoc straże przegoniły zbójców. Rodzina Hiacynta wypłaciła śmiałkom umówioną sumę za informacje i medalik. Nagrodą, oczywiście, podzielili się.
Ostatnia Krew
Po wylizaniu się z ran po wyprawie do puszczy Aleksander Sauerländer i Gregorius Orkanus postanowili rozprawić się ze słynnym banitą Lalusiem, ukrywającym się gdzieś w lasach na południowym zachodzie. Przyłączyli się do nich Misiek oraz Andreas, wypuszczony z lochu. Czwórka przyjaciół ruszyła traktem w strugach deszczu.
Po trzech dniach dotarli na skraj lasu. W ostatniej osadzie na trakcie wieśniacy przestrzegali ich, by nie zapuszczali się do ponurej kniei. Drużyna zignorowała przestrogi i dzielnie wmaszerowała do lasu. Prowadził Gregorius, bez zbroi i z przygotowanym do strzału łukiem w ręku.
Wtem! Z gałęzi zeskoczyła nań wielka, skrzydlata małpa — gargulec! Zakrzywione szpony mocno poharatały śmiałka, który ledwo co uszedł z życiem. Na odsiecz przybiegli koledzy. Rozpętała się potyczka! Aleksander wnet został ciężko ranny i wycofał się, ciężar walki przyjęli zakuty w płytową zbroję Misiek i okryty kolczugą Andreas, zaś Gregorius słał strzałę za strzałą, niekiedy trafiając swoich kompanów. Andreas kilkakrotnie potężnie grzmotnął małpiszona morgenszternem, ale sam zginął — potwór oderwał mu głowę. Po chwili jednak wypuszczona przez Gregoriusa strzała utkwiła w oku bestii.
Gargulcowi odrąbali łeb i szpony, które zapakowali do wora. Ciało poległego porzucili w lesie. Wrócili do osady. Tu mieszkańcy gwałtownie zareagowali na widok trofeów i przegnali śmiałków. Ci ruszyli do Mittawy. Po drodze doścignął ich konny patrol, zaalarmowany przez wieśniaków. Żołnierze zarekwirowali wór z cennym ładunkiem i puścili awanturników wolno.
Po dotarciu do Mittawy bezskutecznie próbowali zainteresować władze sprawą gargulca. Łeb i szpony przepadły bezpowrotnie. Zadekowali się zatem w karczmie i wypoczywali, by odzyskać siły. Przy okazji zaciągnęli języka. Okazało się, że silne drużyny orków wdarły się na terytorium księstwa i spaliły kilka wsi w okolicy Kircholmu Podolskiego, ale wysłane z twierdzy oddziały obrony potocznej wycięły najeźdźców w pień. Na pograniczu zapanował względy spokój.
Nie przemijała jednak plotka o odkryciu jakichś sztolni w Górach Wandy na południu. Misiek snuł niestworzone opowieści o złocie, do którego dostępu bronił cech jubilerów w obawie o stabilność rynku. Gregorius i Aleksander zdecydowali się to sprawdzić. Do drużyny na miejsce poległego Andreasa dołączył Winiarz, wysoki młodzieniec o kręconych włosach z krótkim mieczykiem.
Wnet dotarli do Kryształowej Poręby, niewielkiej, liczącej kilkanaście domostw osady, której mieszkańcy trudnili się wydobyciem kwarcu i wytapianiem z niego błon do okien. Śmiałkowie wypytali miejscowych, sypnęli złotem i ustalili lokalizację odkrytych sztolni. Ruszyli tam nazajutrz. Bez przygód dotarli do dziury ziejącej w nasypie, mniej więcej 65 km od Mittawy. Ktoś prowadził tu wykopaliska, odsłaniając sprytnie zamaskowany tunel. W głąb nasypu prowadziły tory. W blasku pochodni drużynnicy ruszyli naprzód. Tunel doprowadził ich do komory, skąd rozchodziły się kolejne korytarze. Tu też kończyły się tory. Wokół walały się zdezelowane narzędzia górnicze.
Ruszyli w lewo. Dotarli do innej komory, gdzie starli się z trzema hobgoblinami. Dwa potwory zostały prędko zasieczone, a ostatni, raniony, uciekł w podskokach. Śmiałkowie cofnęli się i ruszyli zbadać prawą część kompleksu. Odkryli kolejną salę, ale zanim zdołali się dobrze rozejrzeć, zaśmierdziało COŚ. Z ciemności wyskoczył wielki troll! Ciśnięta przez Aleksandra włócznia odbiła się od gumowej skóry potwora, który z piekielnym rykiem runął na drużynę, wymachując łapskami i tocząc ślinę z japy.
Awanturnicy mężnie dali dyla. Niestety, Misiek poruszał się najwolniej w ciężkiej zbroi i po chwili został w tyle. Gdy reszta opamiętała się blisko wyjścia, ich uszu doszły rozpaczliwe okrzyki kompana, zakończone obrzydliwym trzaskiem i bulgotem.
Ruszyli zatem ostatnim niezbadanym jeszcze przejściem. Tu były kolejne komory, chodniki i korytarze, aż wreszcie wrócili do punktu wyjścia. Wtem! Zza załomów wypadło sześciu hobgoblinów z mieczami w dłoniach. Zaskoczenie było całkowite. Gregorius Orkanus zginął od pierwszego ciosu, po chwili padł również Winiarz. Ciężko rany Aleksander zdołał wyrwać się z okrążenia i wybiec na zewnątrz, ale stracił swój buzdygan. Pokrzepił się miksturą uzdrawiającą i przenocował na drzewie.
Nazajutrz ruszył do Kryształowej Poręby, ale zgubił się w gęstym lesie porastającym nierówny teren. Pogoda była pochmurna i nie mógł ustalić swego położenia. Nagle spomiędzy drzew wypadł "znajomy" troll! Troll ucapił śmiałka, ale Aleksander trenował kiedyś baritsu, zdołał zatem wyślizgnąć się z żelaznego uścisku bestii i począł uciekać. Dobiegł wreszcie do miejsca, w którym wznosiły się DZIWNE OBELISKI. Znalazł się chyba po drugiej stronie Gór Wandy, na terenie kompletnie nieznanym i nieskartowanym. Tu przenocował. Kolejnego dnia udało mu się wreszcie odnaleźć drogę i powrócić do Kryształowej Poręby. W karczmie opowiedział wieśniakom, co zaszło w kopalni. Ci wpadli w gniew, oskarżając śmiałka o zbudzenie przedwiecznego zła i kazali mu iść precz. Aleksander spakował tobołek, mocno otulił się płaszczem (padał bowiem rzęsisty deszcz) i powrócił samotnie do Mittawy...
Kurczę, wiem, że zajmuje to sporo czasu, ale fajnie się czyta takie relacje z przebiegu wydarzeń. No i można znaleźć takie smaczki jak baritsu! :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pomysł osadzenia kampanii w średniowiecznej Kurlandii. To dobre miejsce na przygody fantasy.
Co się Wam nie podobało w Melee? Przyznam, że grałem w to bardzo dawno temu, jak się ukazało po polsku i niewiele pamiętam, choć na pewno była to mechanika bardziej rozbudowana od używanych przez Ciebie wariantów ODD czy Dungeon!
Pragnę podkreślić, że to nie jest "średniowieczna Kurlandia", ani nawet historyczna Nowa Kurlandia (czyli Tobago) ;)
UsuńO ile pamiętam, było sporo pomyłek, bo raz po raz zapominałem o jakichś przepisach. TFT ma ich i tak relatywnie mało w porównaniu z takim GURPS. Dodatkowo rzucanie 3d6 i zliczanie wyników i modyfikatorów było zwyczajnie męczące, zwłaszcza przy większej liczbie kombatantów. Kto wie, może lepiej by to się sprawdziło przy graniu online?
Komentarz dla potomnych: niniejszym przyłączam do tej kampanii jjeszcze edną sesję Potyczki z 2017 roku. Była to dość generyczna przygoda w klimacie Solomona Kane'a i opowiadań Clarka Ashtona Smitha.
OdpowiedzUsuńChristian Moure i John Smith przybyli do portowego miasta, a następnie eksplorowali pobliską puszczę (chyba w poszukiwaniu zaginionego brata jednego z nich). Walczyli z Piktami, a potem z wielkim wężem na bagnach. W którymś momencie zginął Smith. Moure przeszedł przez portal do innego świata (dwa kamienie runiczne na prerii). Walczył ze skrzydlatymi małpami. W korycie wyschniętej rzeki odnalazł leże prastarej bestii z mackami, przed którą udało mu się uciec.