środa, 6 maja 2020

Płonący olej – broń doskonała?

W swoich tekstach często powołuję się na Baldur's Gate. Jestem bowiem głęboko przekonany, że ta gra komputerowa miała ogromny wpływ na kształtowanie wyobrażeń polskiego erpegowca w wieku 30+. Jest całkowicie naturalne, że taki gracz będzie potem interpretował rozmaite elementy starych gier przez pryzmat doświadczeń z komputerowej rozgrywki. Jednym z takich mitów jest płonący olej.


Jak pamiętamy, w BG występowały olej wściekłego płomienia i mikstura wybuchów. Różniące się drobnymi szczegółami buteleczki umożliwiały wykonywanie ataku dystansowego o efekcie zbliżonym do kuli ognia. Po zastosowaniu oleju lub mikstury wskazany obszar obejmowały płomienie, zadające znajdującym się tam nieszczęśnikom całkiem spore obrażenia. Umiejętnie wykorzystany olej/mikstura potrafił zniszczyć cały oddział wroga za jednym zamachem.

W retrogamerskiej społeczności przyjęło się objaśnianie płonącego oleju jako rodzaj granatu, koktajlu Mołotowa, napalmu lub ognia greckiego. W połączeniu ze śmiesznie niską ceną olej jawi się jako broń niemal doskonała. Oczywiście, Wrota Baldura odpowiadają tylko za rozpropagowanie wybuchowej mikstury, jej korzenie tkwią głęboko w historii gier z rodziny D&D. Prześledźmy zatem korpus tekstów, by przekonać się, jak zagadnienie oleju prezentowało się na samym początku.

W OD&D wzmianek o oleju nie ma zbyt wiele. Flaszka tej substancji kosztuje 2 sztuki złota, na liście towarów umieszczono ją pomiędzy latarnią a kołkami i pobijakiem (Vol. I, s. 14). Za 50 złotych monet możemy nabyć kocioł i olej na wyposażenie naszej twierdzy (Vol. III, s. 22; ta informacja zniknęła z późniejszych wydań wraz z resztą cennika fortyfikacji i machin bojowych). Wreszcie dowiadujemy się, że płonący olej odstraszy wiele potworów, dzięki czemu zaniechają pościgu za uciekającymi awanturnikami (Vol. III, s. 12). I tyle. Ani słowa o wybuchach, spalaniu dziesiątek wrogów itp.

Niszczycielskie działanie "wrzącego oleju" (boiling oil) precyzyjnie opisuje Chainmail. W rozdziale o oblężeniach cały ustęp poświęcono wylewaniu gorącego oleju na atakujących mury zamkowe. Substancja zabije każdego, kto znajdzie się na jej drodze, a następnie utworzy kałużę, która będzie płonąć przez 3 tury (3 minuty), również zabijając wszystkich i podpalając drewniane struktury. Z rozmiarów kałuży (4" x 3", w CM 1" = 10 jardów) możemy się domyślić, że idzie tu o zawartość całego kotła, a nie jednej tylko flaszki.

Skąd zatem wziął się "patent" z miotaniem płonącego oleju? Po raz pierwszy wspomina o tym dopiero pierwsza edycja Basic D&D, zredagowana przez Erica Holmesa (1977). Olej można rozlać na posadzce i podpalić, licząc, że coś wlezie w kałużę. Można też rzucić flaszką, a następnie pochodnią lub latarnią, by doprowadzić do podpalenia celu (konieczne są zatem dwa rzuty na trafienie, choć drugi wykonuje się z modyfikatorem +2). Jak widać, nawet tutaj nie mamy wybuchowej mikstury. Każda istota złapana w pole rażenia kałuży (o średnicy 5 stóp) otrzyma 2k8 obrażeń. Natomiast oblany olejem i podpalony delikwent straci 1d8 HP w pierwszej rundzie walki, a kolejne 2d8 w następnej, zatem łącznie 3d8 HP w 20 sekund! Potem olej wypala się, odpada, zostaje strząśnięty; kałuża wypali się po 1 turze lub 10 rundach walki. Część istot jest odporna na zwykły ogień (niematerialni nieumarli, czerwone smoki, płomienni giganci itp.). W tej (i tylko tej) wersji D&D mamy też unikalną zasadę, gdzie na szansę trafienia nie wpływa klasa pancerza, lecz rozmiar celu. Bazowa szansa trafienia wynosi 11+ na d20.

Z badań nad nieopublikowanym manuskryptem BD&D wynika, że te podejrzanie szczegółowe zasady zostały dodane przez Gary'ego Gygaxa. Oryginalny tekst Holmesa zawierał wyłącznie wzmiankę o 2 kościach obrażeń (prawdopodobnie autor miał na myśli d6), które otrzyma istota wchodząca w kałużę podpalonego oleju. O rzucaniu płonącymi flaszkami manuskrypt Holmesa milczy! Możemy przeto pokusić się o postawienie tezy, że ów "patent" wywodził się z domowej kampanii Gygaxa. Nic zatem dziwnego, że jeszcze bardziej rozbudowane przepisy trafiły do AD&D, gdzie wprost mowa o pociskach granatopodobnych (grenade-like missiles). Pinta płonącego oleju zadaje 2d6 obrażeń w pierwszej rundzie i kolejne 1d6 w drugiej, dodatkowo wszyscy w pobliżu, w razie niezdanego rzutu obronnego przeciw truciźnie, otrzymają 1d3 obrażeń od rozbryzgu.

Jak rozwiązywał tę kwestię Dave Arneson, nie udało mi się ustalić. Wiadomo, że lampy oliwne funkcjonowały w kampanii Blackmoor, czego dowodzą lakoniczne informacje w The First Fantasy Campaign. W Adventures in Fantasy flaszka oleju pojawia się tylko na liście ekwipunku jako paliwo do latarni. Niewiele wnoszą również teksty pokrewne. BTPBD Bufkina wymienia kocioł i olej do zagotowania. EPT Barkera wspomina o odstraszaniu potworów, podobnie jak zasady turniejowe Gen Con IX (wydane przez Judges Guild). Oryginalny Warlock (1975) ogranicza się do umieszczenia oleju w cenniku.

Jak widać, latające wybuchowe flaszki nie były na wczesnym etapie rozwoju RPG czymś powszechnym i raczej nie dlatego, że nikomu to nie przyszło do głowy. Ostatecznie jednak zwyciężyła wersja Gygaxa. Obrażenia od płonącego oleju znalazły się nie tylko w AD&D, ale przeszły i do kolejnych edycji BD&D (B/X, BECMI, RC), a ponieważ większość dzisiejszych retrogamerów zaczynała właśnie od tych tekstów, nie dziwota, że zasadę, dla nich naturalną, rozciągają i na OD&D.

Siadając do rozgrywki w OD&D, sędzia prędzej czy później będzie musiał rozstrzygnąć, jak działa ten czy inny element świata. To właśnie dlatego każda kampania jest inna i nie ma jedynej słusznej wersji tej gry. Jak długo pali się pochodnia? Jak duży obszar oświetla? Jakie zastosowanie mają woda święcona, czosnek, tojad, wilcza jagoda, krzyż? Czym tak naprawdę jest i jak działa płonący olej?

Można uznać, że oil to nafta lub benzyna i potraktować flaszki jak koktajl Mołotowa. Byłby to anachronizm, ale przecież D&D to gra fantasy, więc dlaczegóż by nie? Niska cena paliwa jest zastanawiająca, ale może ma to swoje uzasadnienie w świecie gry? Jeśli natomiast z jakiegoś powodu nie chcemy udostępniać graczom tak potężnej broni – nie ma problemu, to nasz świat, najwyraźniej oil to tylko oliwa, taka sama, jaką skrapia się jedzenie, smaruje zamki i zawiasy itd.

Współczesny gracz, wychowany przez gry komputerowe, koncentruje się na agresywnym modelu rozgrywki. Polega on na zadawaniu jak największych obrażeń przeciwnikowi przy jednoczesnym zminimalizowaniu swoich własnych obrażeń. Powszechnie dostępna ognista bomba za jedyne 2 sztuki złota to mokry sen naszego taktyka. Oczywiście, najlepiej, gdyby zapasy były niewyczerpane, flaszka ważyła nic albo niewiele, była zawsze pod ręką, a zastosowanie jej nie wymagało żadnych przygotowań, zajmowało kilka sekund i odbywało się poprzez kliknięcie ikonki na pasku podręcznych przedmiotów. Rzecz jasna, gracz nie byłby zbyt szczęśliwy, gdyby koboldy, gobliny i orkowie odpłaciły się tym samym, w końcu w ich podziemnych siedzibach mogą występować naturalne pokłady łatwopalnego surowca.

Niestety, często zapomina się o kontekście sytuacyjnym. Napełniona olejem latarnia (choć nie lampka oliwna!) jest lepsza od pochodni, bo nie zgasi jej nagły podmuch wiatru. Defensywny aspekt jest szalenie ważny – być może dużo mocniejszy przeciwnik przestraszy się ognia i nie będzie kontynuował pościgu za drużyną? Zasłużony grognard Michael Mornard wspominał, że jego ekipa, gotując się do walki w podziemiach, za pomocą płonącego oleju odcinała boczne korytarze, by uniemożliwić potworom przeprowadzenie manewru oskrzydlającego. Co się stanie z wypełnioną suchymi jak wiór pergaminami biblioteką złego czarnoksiężnika po oblaniu jej olejem i przyłożeniu świecy? Przy deszczowej pogodzie olej może posłużyć za podpałkę i ułatwić rozniecenie ogniska w lesie. Wreszcie, oleju nie trzeba podpalać, wystarczy rozlać – może ktoś się poślizgnie?

Czy zatem zwykły ogień nie powinien w ogóle zadawać obrażeń? Tego nie powiedziałem. Możemy odwołać się do opisu zaklęcia Wall of Fire. Otóż próba sforsowania ściany ognia zadaje 1d6 obrażeń, nieumarli obrywają za 2d6, zapewne z racji zasuszenia martwych ciał. Rozciągnięcie tej zasady na obrażenia od rozlanego płonącego oleju wydaje mi się sensownym rozwiązaniem. Podobnie oblanie i podpalenie, choć warto, aby gracz dokładnie opisał swoje przygotowania; w końcu wydobycie flaszki z plecaka, odkorkowanie, wepchnięcie pakułów i odpalenie powinno zająć trochę czasu. Próba "obejścia systemu" poprzez rzucenie flaszką, a potem pochodnią winna pociągać z sobą konieczność wykonania dwóch rzutów – i tak dalej.

A co z olejem wściekłego płomienia? Nic nie stoi na przeszkodzie, aby udostępnić graczom taką miksturę, w końcu część z nich kopiuje efekty czarów. Dlaczego nie miałby zaistnieć olej tworzący kulę ognia? Nie ulega jednak wątpliwości, że powinien być odpowiednio droższy, zgodnie z cennikiem tworzenia magicznych przedmiotów. Być może drużynowy czarodziej spróbuje opracować nową recepturę? A może arcymag sowicie zapłaci za składniki potrzebne do wytworzenia wybuchowej mieszanki? W OD&D możliwości są nieograniczone.

10 komentarzy:

  1. Bardzo dobry artykuł dotykający wrażliwej (chciałoby się wręcz powiedzieć, zapalnej) tematyki. Dobrze porządkuje dostępne zasady i przedstawia rozsądną propozycję. Świetny merytoryczny wpis!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Postaram się, aby takich wpisów było jak najwięcej :)

      Usuń
  2. Jedną z cech współczesnego retrogamingu, którą uważam za szczególnie pociągającą, jest możliwość samodzielnego odkrywania i wymyślania sposobów radzenia sobie z przeciwnościami losu, jakie spotykają postacie w fantastycznych światach. Odkrycie występuje po obu stronach - graczy, którzy wymyślają rozwiązanie, jak i sędziego, który wymyślił problem, ale nie założył w jaki sposób go rozwiązać. Wymyślenie rozwiązania powinno być rezultatem zastosowania własnej inwencji graczy. Często jednak się zdarza, że gracze przeczytają/usłyszą gdzieś "jak kiedyś grali" i zamiast zdać się na swoje pomysły - kopiują rozwiązania historycznie stosowane przez inne ekipy. Stąd takie zamiłowanie do trzymetrowej tyczki, która ma być uniwersalnym narzędziem rozbrajającym pułapki, granatów z wodą święconą, czy wreszcie - właśnie do flaszek z olejem używanych niczym butelki z benzyną. Stąd, od czasu drugiego sezonu Bursztynowego Szczytu w kolejnych kampaniach zaznaczam na samym początku wyraźnie - flaszka z olejem to nie koktajl Mołotowa. Służy do zasilania latarni, ew. do rozlania i podpalenia, żeby zatrzymać pościg, ale nie do ciskania niczym granat. Wymyślcie swoje rozwiązania, a nie kopiujcie najpopularniejszych pomysłów innych ekip.

    Jeszcze w kwestii źródeł poglądu o niesamowitej skuteczności flaszek z oliwą dodałbym popularny zbiór "Rozmyślań Philotomiego", w którym autor poświęcił cały rozdział rozważań nie samej sensowności rzucania flaszkami niczym granatami, lecz mechanicznemu opisaniu takiego ich działania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, było tam o oleju, w pamięci utkwiła mi szansa na to, że flaszka się nie stłucze przy trafieniu. Sam przed laty podsunąłem ów zbiorek graczom, ale dowodnie przeczytał tylko jeden, który już od dawna nie gra z nami. Nawiasem mówiąc, broszurka Philotomy'ego jest, oczywiście, ciekawa i skłaniająca do refleksji, ale nie można zapominać, że powstała stosunkowo niedawno, bo w 2007 roku. Uznawanie tych tekstów za "biblię retrogamera" i czwartą LBB to nieporozumienie ;)

      Usuń
    2. Swego czasu było to bardzo popularne źródło, ale tak jak słusznie piszesz - to nie jest żadna biblia, dekalog, etc. a jedynie zbiór miejscami ciekawych przemyśleń, skażonych jednak błędami tamtego etapu rozwoju społeczności retrogamerskiej.

      Usuń
  3. A, i jeszcze odnosząc się do fragmentu 'W swoich tekstach często powołuję się na Baldur's Gate. Jestem bowiem głęboko przekonany, że ta gra komputerowa miała ogromny wpływ na kształtowanie wyobrażeń polskiego erpegowca w wieku 30+.". Twoja intuicja nie jest odosobniona, polecam tekst Stanisława Krawczyka „Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę”. Dlaczego gry komputerowe z przełomu wieków wpłynęły na tożsamość polskich graczy? (Homo Ludens 1/2015).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz, nie znałem. Chętnie poczytam. Dzięki!

      Usuń
  4. Bardzo fajna synteza! Dzięki. Rzeczywiście, niekiedy podchodzi się do tego zagadnienia bezrefleksyjnie i traktuje olej jak bombę. Późniejsze gry i edycje D&D utrwaliły taki model. Gracze mi kiedyś protestowali, że każę dodatkową akcję poświęcać na podpalanie oleju. "Jak to, sam nie wybucha?" :)

    Aha, Robert - skąd wziąłeś manuskrypt Holmesa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tekście zamieściłem odnośnik do bloga Zenopusa, gdzie znajdziesz wycinek z manuskryptu wraz z omówieniem. Całość nie została udostępniona, ale Zen zestawił listę zmian względem opublikowanej wersji.

      Usuń
    2. Dzięki, przegapiłem.

      Usuń